Uświadomienie sobie skali zagrożenia przytłacza. Przeciwdziałanie zmianom klimatycznym wymaga potężnego wysiłku, wymaga przebudowania społecznej świadomości, zainwestowania wielkich środków i rezygnacji z postaw konsumpcyjnych. Wymaga od ludzi porzucenia trybu beztroski i podjęcia wysiłku. Albo przyznania samemu przed sobą, że odpowiedzialność za swoje postępowanie i przyszłość nic nas nie obchodzi. A to zepsułoby nasz wewnętrzny obraz jako człowieka. A tego nikt nie lubi...
Ale ludzie dysponują praktycznym mechanizmem obronnym – wyparciem niewygodnych myśli. Jeśli tylko przekonamy siebie, że w zasadzie to nic złego właściwie się nie dzieje, że wcale nie wiadomo czy klimat Ziemi się zmienia, że nawet jeśli tak to pewnie będzie to miało korzystne następstwa... Tak! Wtedy jesteśmy rozgrzeszeni! Można dalej nic nie zmieniać, jeździć SUVem, wcinać przewożone przez pół świata sushi i latać na wakacje w tropiki. Fantastyczne rozwiązanie!
Nastawiamy więc ucha na argumenty dezawuujące zagrożenie. Wiele z nich usłyszymy w otoczeniu, od ludzi, którzy również woleliby nie myśleć o problemach.
Ale nie tylko. Jest wiele grup, którym zależy na utrzymaniu status-quo. Dokładają one starań, aby nie podejmować działań, albo żeby były one podejmowane w jak najwęższym zakresie i jak najpóźniej.